
(... we've got a Black Hawk comin' down... Ryan)
Foto relacja z pobytu w Japonii oraz pracy przy detektorze Super-Kamiokande.
Z dzisiejszego wieczoru. Restauracja z domowa kuchnia japonska, swojski klimat, w telewizorze rozgrywki baseballowe (tak, to tutaj najpopularniejszy sport ), bo bokach szafki pelne komiksow. Na moj zestaw sklada sie yakiniku + przystawki + zupa miso + piwo Kirin (bardzo zreszta dobre). Yakiniku to pokrojona w cienkie paski i nastepnie podsmazona wolowina. Bardziej luksusowa wersja pochodzi z krów, które codziennie są masowane, słuchają muzyki klasycznej oraz poi je się non-stop piwem na trzy miesiące przed ubojem. Dzięki temu mięso ma smak zupelnie inny niż ten znany mi z Polski, jakby było lekko marynowane. Pewnie przez to piwo w paszy. Eech, powiedziałbym ż piękne życie mają te krowy gdyby nie to że je póżniej zjadam za ciężkie pieniądze.

Droga do labu prowadzi bardzo malowniczym wawozem. Na odcinku 20 km naliczylem przynajmniej 3 tamy. Pelna kultura regulacji. W przeciwienstwie do nas pewnie nie maja problemow z powodziami. Bo u nas kazdego roku zaskoczenie. Idzie wiosna, snieg zamienia sie w wode a woda zalewa okolice. Nieslychane zjawisko. Cos tak nieprzewidywalnego jak przychodzaca zimą zima, ktora nieustannie od lat zaskakuje drogowcow.









